Od zera do sukcesu: Plan na pierwsze 30 dni i lekcje z mojej drogi

Opublikowane przez Łukasz Cichocki w dniu

Czy kiedykolwiek czułeś, że zaczynasz od zera, a sukces jest daleko poza zasięgiem? Ja też tak miałem. Startowałem bez doświadczenia, bez dużych pieniędzy, za to z wielkim marzeniem i masą wątpliwości. Dziś mogę powiedzieć, że ta podróż od zera do sukcesu jest możliwa – przeszedłem ją na własnej skórze. W tym wpisie dzielę się swoim planem na pierwsze 30 dni oraz najważniejszymi lekcjami z mojej drogi. To nie jest sucha teoria, lecz autentyczna opowieść o wyzwaniach, porażkach i małych zwycięstwach, które doprowadziły mnie tu, gdzie jestem.

Na własnym przykładzie pokażę Ci: jaką mentalność warto w sobie zbudować na starcie, czego unikać, aby nie wykoleić się z kursu, opracuję plan na pierwsze 30 dni działania, opiszę swój system, który trzymał mnie na dobrej ścieżce, a na koniec podzielę się tym, co powiedziałbym sobie na starcie, gdybym mógł cofnąć czas. Brzmi ciekawie? Zapraszam do lektury, która – mam nadzieję – zainspiruje Cię do działania.

Od zera do sukcesu

Od zera do sukcesu

Mentalność – fundament sukcesu

Pierwszym i najważniejszym krokiem okazała się zmiana mentalności. Zrozumiałem, że zanim zdobędę jakiekolwiek namacalne rezultaty, muszę popracować nad swoim nastawieniem. Startując od zera, łatwo wpaść w pułapkę myślenia: “To niemożliwe”, “Nie dam rady”, “Sukces jest dla innych, nie dla mnie”. Sam tak myślałem. Dlatego praca nad sobą od wewnątrz była fundamentem, na którym zbudowałem dalsze działania.

Kilka kluczowych elementów mentalności, które pomogły mi ruszyć z miejsca:

  • Nastawienie na rozwój, nie na perfekcję: Pogodziłem się z tym, że nie wiem wszystkiego i będę popełniać błędy. Zamiast traktować porażki jako dowód, że się nie nadaję, zacząłem postrzegać je jako lekcje do wyciągnięcia. Każdy błąd uczył mnie, jak robić coś lepiej następnym razem.

  • Wiara w proces i własne możliwości: Brzmi banalnie, ale musisz uwierzyć, że sukces jest w ogóle możliwy. Ja długo wątpiłem. Przełom nastąpił, gdy powiedziałem sobie: “Inni dali radę z podobnego punktu – dlaczego nie ja?”. Ta zmiana myślenia dodała mi odwagi, by zacząć.

  • Determinacja i cierpliwość: Zrozumiałem, że nic wielkiego nie wydarzy się z dnia na dzień. Obiecałem sobie wytrwać przynajmniej te pierwsze 30 dni, niezależnie od rezultatów. To postanowienie – że się nie poddam przy pierwszej przeszkodzie – pomogło mi przetrwać chwile zwątpienia.

  • Nastawienie “mogę, zamiast muszę”: Kiedyś myślałem o zadaniach jak o przykrej konieczności (“muszę tyle zrobić…”). Zmieniłem to podejście na “mogę to zrobić” – doceniłem fakt, że mam szansę pracować nad własnym marzeniem. Ta drobna zmiana języka dodała mi energii do działania każdego dnia.

  • Wyjście ze strefy komfortu: Zacząłem świadomie robić rzeczy, które mnie początkowo przerażały lub onieśmielały – czy to nawiązanie nowych kontaktów, czy nauka zupełnie nowych umiejętności. Pchałem się tam, gdzie wcześniej się bałem. Okazało się, że poza strefą komfortu naprawdę rosnę najszybciej.

Pamiętam, jak na początku tej drogi bałem się porażki do tego stopnia, że niemal wcale nie ruszałem z miejsca. Dopiero gdy zaakceptowałem możliwość niepowodzenia i potraktowałem ją jako część procesu, zrobiłem pierwszy odważny krok naprzód.

Z odpowiednią mentalnością byłem gotów na kolejny etap: działanie. Zanim jednak ruszyłem pełną parą, musiałem wiedzieć, jakich błędów unikać, żeby nie wykoleić się tuż po starcie.

Czego unikać na starcie

Mając już mentalny fundament, warto wiedzieć, czego unikać, by samemu nie podciąć sobie skrzydeł. Ja na początku zaliczyłem kilka potknięć, które dziś widzę wyraźnie – wtedy jednak nie byłem ich świadomy. Oto lista pułapek, które czyhały na mnie (i czyhają na wielu początkujących), a których świadomość pozwoli Ci oszczędzić czas i nerwy:

  • Paraliż analityczny i nadmiar planowania: Spędziłem kiedyś długie tygodnie na planowaniu “idealnego” działania, zamiast faktycznie zacząć coś robić. Unikaj tego. Nie twórz planu doskonałego – twórz plan wystarczająco dobry i zacznij działać. Potem zawsze możesz go poprawić.

  • Czekanie na idealny moment: Prawda jest taka, że idealny moment nigdy nie nadejdzie. Zamiast odkładać start “na potem”, lepiej zacząć tu i teraz z tym, co masz. Ja zwlekałem, bo wydawało mi się, że muszę mieć jeszcze trochę wiedzy, lepsze przygotowanie… W rezultacie straciłem cenny czas. Dziś wiem: lepszy zrobiony niż perfekcyjny odłożony na nigdy.

  • Perfekcjonizm na początku drogi: To powiązane z powyższym – chęć, by wszystko od razu było dopięte na ostatni guzik. Moje pierwsze projekty, teksty czy pomysły były dalekie od ideału. I to jest okej! Pozwól sobie na bycie początkującym. Unikaj myślenia, że pierwszy rezultat musi być świetny. Na świetność przyjdzie czas z praktyką.

  • Rozpraszanie się i brak fokusu: Na starcie miałem tysiąc pomysłów – chciałem robić wszystko na raz. Efekt? Rozproszona energia i żadnego rezultatu. Nauczyłem się, że lepiej skupić się na jednej rzeczy naraz, ewentualnie na wąskiej grupie zadań, niż łapać dziesięć srok za ogon. Unikaj więc nadmiernej multitaskingowej gorączki – wybierz jeden kierunek i konsekwentnie nim podążaj.

  • Porównywanie się z innymi: To zabójca motywacji. Na początku porównywałem swoje raczkowanie z czyimś finiszem – widziałem ludzi, którzy odnieśli sukces i myślałem, że nigdy im nie dorównam. To był błąd. Każdy ma swoją drogę i swój czas. Porównuj się tylko z dawną wersją siebie – patrz, czy dziś jesteś choć odrobinę dalej niż wczoraj. Cudze sukcesy niech Cię inspirują, a nie dołują.

  • Brak dyscypliny i systematyczności: Na fali początkowego entuzjazmu łatwo zrobić dużo w pierwszym tygodniu, by potem opaść z sił. Ja sam miewałem zrywy, po których następował zastój. Unikaj tego błędu – regularność bije intensywność. Lepiej codziennie zrobić mały krok, niż raz na miesiąc wielki skok.

  • Otaczanie się niedowiarkami i negatywnymi wpływami: Niestety, nie wszyscy wokół nas będą nas wspierać. Ja usłyszałem na początku wiele słów zwątpienia: “Po co ci to?”, “Nie uda ci się”. Jeśli będziesz ciągle słuchać takich głosów, łatwo stracisz zapał. Unikaj osób, które ciągną Cię w dół albo przynajmniej ogranicz z nimi kontakt w kwestii Twoich planów. Szukaj za to ludzi, którzy Cię wspierają lub sami dążą do podobnych celów – ich energia jest zaraźliwa w pozytywny sposób.

  • Robienie wszystkiego samemu: To pułapka, w którą wpadłem – myślałem, że sam muszę być alfą i omegą od każdej sprawy. Efekt: przeciążenie i frustracja. Unikaj tego. Proś o pomoc, deleguj drobne rzeczy, szukaj wskazówek u bardziej doświadczonych. Nie oznacza to, że masz kogoś zatrudniać od razu – czasem chodzi po prostu o radę lub świeże spojrzenie. Nie bój się z niego skorzystać.

Znając te pułapki, byłem znacznie lepiej przygotowany, by efektywnie przeżyć pierwszy miesiąc mojego projektu. Wiedziałem już, jak myśleć i czego nie robić – pora przekuć to w konkretny plan działania na pierwsze 30 dni.

Plan na pierwsze 30 dni – krok po kroku

Skoro zaczynałem od zera, potrzebowałem jasno wytyczonego planu na początek, żeby nie utknąć w miejscu. Rozpisałem sobie 30-dniowy roadmap, dzięki któremu każdego dnia wiedziałem, co mam robić. Ten plan ewoluował w praniu – byłem elastyczny – ale posiadanie go dało mi strukturę i motywację, by codziennie odhaczać kolejne kroki. Oto, jak wyglądał plan moich pierwszych 30 dni:

Tydzień 1: Przygotowanie i fundamenty (dni 1–7)

  • Dzień 1-2 – Określenie celu i “dlaczego”: Zacząłem od kartki papieru i wypisania, co dokładnie chcę osiągnąć i dlaczego jest to dla mnie ważne. Ustalenie mocnego “dlaczego” dało mi paliwo na kolejne tygodnie. Gdy przychodziły chwile zwątpienia, wracałem do notatek z motywacją, dlaczego w ogóle w to wszedłem.

  • Dzień 3-4 – Plan ogólny i podział na zadania: Mając cel, rozpisałem mniejszy plan na najbliższy miesiąc. Podzieliłem duży cel na mniejsze etapy. Zadałem sobie pytanie: “Co mogę realnie zrobić w ciągu 30 dni, by przybliżyć się do celu?”. Wypisałem te zadania. Następnie ułożyłem je w kolejności. Ważne było, by każdy tydzień miał jakiś namacalny efekt – to utrzymuje motywację.

  • Dzień 5 – Organizacja i środowisko pracy: Przygotowałem grunt pod działanie. Posprzątałem przestrzeń, w której pracuję, zorganizowałem narzędzia (komputer, notatki, aplikacje). Założyłem dziennik postępów, gdzie codziennie miałem zapisywać, co zrobiłem i czego się nauczyłem. Stworzyłem też tablicę celów – miejsce (fizyczne lub cyfrowe), gdzie wypisałem swój cel i plan na miesiąc, żebym widział to codziennie.

  • Dzień 6-7 – Nauka podstaw: Zanim ruszyłem w świat z działaniem, upewniłem się, że mam podstawową wiedzę. Obejrzałem kursy i przeczytałem artykuły na temat, którym się zajmowałem. Szukałem informacji, które pomogą mi wystartować mądrze. Ważne jednak, by nie utknąć w wiecznym uczeniu się – po weekendzie nauki byłem gotów zacząć działać na poważnie.

Tydzień 2: Pierwsze działania (dni 8–14)

  • Dzień 8-10 – Start małych projektów: Zacząłem realizować pierwsze zadania z listy. Ważne, by wcześnie przejść od planowania do działania, nawet jeśli efekty są jeszcze niewielkie. W moim przypadku oznaczało to np. uruchomienie prostego bloga/prototypu produktu/skontaktowanie się z pierwszymi potencjalnymi klientami – cokolwiek było konkretnym ruchem naprzód w obranym celu. Tu pojawiły się pierwsze przeszkody: coś nie działało tak, jak powinno, pojawiły się błędy. Nie zrażałem się jednak – pamiętałem o nastawieniu, że błędy to lekcje.

  • Dzień 11-12 – Szukanie feedbacku: Już na wczesnym etapie starałem się zdobyć informację zwrotną. Pokazałem efekty pierwszego tygodnia zaufanym osobom – mentorowi, koledze z branży lub nawet potencjalnemu użytkownikowi. Ich opinie pozwoliły mi nanieść poprawki. Dzięki temu nie brnąłem 30 dni w złą stronę, tylko na bieżąco korygowałem kurs.

  • Dzień 13-14 – Poprawki i dopięcie pierwszego etapu: Używając feedbacku, wprowadziłem poprawki do moich działań/projektu. Pod koniec drugiego tygodnia starałem się mieć zamknięty pierwszy mini-efekt. Dla przykładu, jeśli tworzyłem produkt – miałem gotową podstawową wersję; jeśli zakładałem blog – opublikowany pierwszy wpis. Kluczowe było zakończenie jakiegoś małego projektu, by poczuć, że posuwam się do przodu.

Tydzień 3: Rozwój i konsekwencja (dni 15–21)

  • Dzień 15-17 – Utrwalenie rytmu pracy: Trzeci tydzień to czas, gdy nowość już trochę opada, a pojawia się rutyna. Postanowiłem wtedy ustanowić sobie stały rytm dnia. Przykładowo, codziennie rano przez dwie godziny pracowałem nad najważniejszym zadaniem dnia (zanim świat mnie rozpraszał), a wieczorem robiłem podsumowanie w dzienniku. Dzięki temu wyrobiłem sobie nawyk pracy nad celem każdego dnia, nie zależnie od humoru czy okoliczności.

  • Dzień 18-19 – Pokonywanie kryzysów: W tym okresie dopadł mnie pierwszy poważniejszy kryzys motywacji. Entuzjazm nowości minął, zmęczenie się pojawiało. To normalny etap. Zapisałem w dzienniku, co czuję – frustrację, wątpliwości – to samo w sobie pomogło oczyścić głowę. Przypomniałem sobie też swoje “dlaczego” z początku miesiąca. Pomyślałem o ludziach, którzy już osiągnęli to, do czego dążę – skoro oni przetrwali trudne chwile, ja też mogę. Te dwa dni walki z sobą były kluczowe: nie poddałem się.

  • Dzień 20-21 – Pierwsze małe zwycięstwa: Pod koniec trzeciego tygodnia zauważyłem pierwsze wymierne efekty swojej pracy. Może nie były spektakularne, ale np. pierwsza sprzedaż/10 zapisanych czytelników/ukończony rozdział projektu – coś, co dało się już zmierzyć i co wcześniej było tylko marzeniem. Świętowałem te małe sukcesy! Pozwoliłem sobie na małą nagrodę (wyjście do kina, ulubiony deser) – doceniłem to, co już osiągnąłem, zamiast tylko gonić dalej. To ważne, by na chwilę się zatrzymać i powiedzieć sobie: “Dobra robota, udało się osiągnąć pierwszy kamień milowy!”.

Tydzień 4: Skalowanie i następny krok (dni 22–30)

  • Dzień 22-25 – Analiza i optymalizacja: W ostatnim tygodniu zrobiłem krok wstecz i przeanalizowałem, co działa, a co nie. Popatrzyłem na mój dziennik z całego miesiąca – które działania przyniosły efekty, a które były stratą czasu? Ta analiza pozwoliła mi wyciągnąć wnioski. Na tej podstawie wprowadziłem optymalizacje: np. więcej czasu zacząłem poświęcać działaniom, które dawały wynik, a ograniczyłem te, które okazały się mniej istotne. Mój plan nie był świętością – poprawiałem go zgodnie z rzeczywistością.

  • Dzień 26-28 – Nauka zaawansowana i rozwój umiejętności: Pod koniec miesiąca wróciłem znów na chwilę do trybu ucznia. Po pierwszych doświadczeniach wiedziałem już konkretnie, czego mi brakuje. Dokształciłem się w brakujących obszarach. Sięgnąłem po bardziej zaawansowane materiały albo skonsultowałem się z kimś doświadczonym, by wznieść się na wyższy poziom. To był moment na doszlifowanie warsztatu.

  • Dzień 29-30 – Plan na kolejny miesiąc: Ostatnie dwa dni to podsumowanie i patrzenie w przyszłość. Podsumowałem cały miesiąc – co osiągnąłem, z czego jestem dumny, ile pracy wykonałem. To dodało mi pewności siebie, bo okazało się, że w 30 dni można naprawdę sporo zrobić, startując od zera. Następnie opracowałem plan na kolejny miesiąc – wykorzystując doświadczenia z pierwszego. Na bazie tego, czego się nauczyłem i wyników, które uzyskałem, wyznaczyłem sobie nowe cele na następne 30 dni, jeszcze ambitniejsze niż te pierwsze.

Ten 30-dniowy plan był dla mnie drogowskazem. Nie zawsze wszystko szło dokładnie według rozpiski – czasem życie dokładało swoje niespodzianki – ale miałem punkt odniesienia. Po 30 dniach byłem już nie w tym samym miejscu: miałem za sobą realne działania, pierwsze osiągnięcia i mnóstwo zdobytej wiedzy. Co dalej? Sukces nie przychodzi tylko w miesiąc – wiedziałem, że teraz muszę utrzymać tempo i iść za ciosem. Do tego potrzebny był system.

System – klucz do utrzymania efektów

Po pierwszym miesiącu zrozumiałem, że jednorazowy zryw to za mało. Sukces to nie sprint, to maraton. Aby kontynuować marsz od zera do coraz większych sukcesów, potrzebowałem systemu, który mnie na tej drodze utrzyma. Czym jest ów system? To nic innego jak zestaw nawyków, rutyn i zasad, które sprawiają, że idę naprzód nawet wtedy, gdy chwilowo brak motywacji czy pojawią się nowe wyzwania.

Mój system wypracowywałem metodą prób i błędów. Oto elementy, które okazały się najważniejsze i które włączyłem do swojego codziennego życia:

  • Stały harmonogram pracy nad celem: Ustaliłem sobie konkretne bloki czasu każdego dnia (lub tygodnia), dedykowane tylko pracy nad moim projektem/celem. Te terminy wpisałem w kalendarz jak spotkanie z samym sobą – święty czas, którego nie przekładam bez powodu. Regularność stała się nawykiem.

  • Poranny rytuał i dobra rutyna dnia: Odkryłem siłę dobrego początku dnia. Moja poranna rutyna stała się filarem systemu – wstawałem o tej samej porze, robiłem krótkie ćwiczenia lub spacer, jadłem zdrowe śniadanie i przez kilkadziesiąt minut uczyłem się lub planowałem dzień zanim zająłem się bieżączką. To nastawiało mnie pozytywnie i dawało poczucie kontroli nad dniem.

  • Dziennik postępów i refleksja: Kontynuowałem to, co zacząłem w pierwszych 30 dniach – codzienne notatki. Zapisywałem, co danego dnia zrobiłem, gdzie się zatrzymałem, czego się nauczyłem, za co jestem wdzięczny. Raz w tygodniu robiłem mini-podsumowanie: co się udało, co nie, jakie wnioski na przyszłość. Ten nawyk ciągłej autorefleksji sprawiał, że uczyłem się na bieżąco i szybko wyłapywałem momenty, gdy zaczynałem dryfować w złą stronę.

  • Cele cząstkowe i świętowanie sukcesów: Duży cel podzieliłem sobie na mniejsze kamienie milowe. Każdy taki osiągnięty kamień – czy to pierwszy klient, ukończenie ważnego etapu projektu, czy miesiąc konsekwentnej pracy – nagrodziłem czymś przyjemnym. Nauczyłem się, że świętowanie nawet małych sukcesów daje zastrzyk motywacji i pozwala docenić drogę. Mój system zakładał więc, że zatrzymuję się na chwilę po każdym większym osiągnięciu, by się ucieszyć, zanim pobiegnę dalej.

  • Nauka i rozwój ciągły: Wpisałem do systemu również stałą naukę. Ustalony czas (np. jedna godzina co dwa dni lub kilka godzin w miesiącu) poświęcałem na rozwijanie kompetencji – czytanie książek branżowych, udział w kursach online, słuchanie podcastów ludzi sukcesu z mojej dziedziny. Dzięki temu nie stałem w miejscu – mój poziom wiedzy i umiejętności rósł, co przekładało się na lepsze efekty pracy.

  • Zdrowie i energia: To aspekt, którego nie mogłem pomijać w swoim systemie. Przekonałem się na własnej skórze, że sukces będzie pusty, jeśli okupisz go zdrowiem. Dlatego zadbałem o sen, dietę i aktywność fizyczną. Brzmi to może nieco obok tematu, ale prawda jest taka, że mając więcej energii i zdrową głowę, pracowałem efektywniej i nie wypalałem się. W moim systemie znalazło się więc miejsce na regularny sport i odpoczynek.

  • Elastyczność i dostosowywanie: Ważna część systemu to świadomość, że życie się zmienia, cele się zmieniają i sam system czasem trzeba zaktualizować. Regularnie sprawdzałem, czy moje nawyki i rutyny wciąż mi służą. Gdy coś przestawało działać – modyfikowałem podejście. System nie był więzieniem, raczej ramą, którą mogłem przemalować, gdy trzeba.

Taki system pozwolił mi polegać mniej na słomianym zapale czy motywacji chwili, a bardziej na automatyzmach i dyscyplinie, które wypracowałem. To on poniósł mnie dalej, poza pierwsze 30 dni, przez kolejne miesiące, aż zacząłem osiągać coraz większe cele. Gdy miałem gorszy dzień, system “prowadził mnie za rękę” – po prostu robiłem, co było w harmonogramie, nawet jeśli się nie chciało, a to utrzymywało mnie na właściwym kursie.

Patrząc z perspektywy czasu na moją drogę od zera, widzę jak wiele nauczyłem się po drodze. Wiele z tych lekcji przyszło dopiero po fakcie. Gdybym mógł porozmawiać z sobą z początków tej podróży, miałbym kilka ważnych rad…

Co powiedziałbym sobie na starcie

Każda długa podróż uczy pokory. Gdy patrzę wstecz na siebie z dnia pierwszego – pełnego obaw nowicjusza – mam ochotę poklepać go po ramieniu i przekazać mu parę prawd, które poznałem dopiero po czasie. Te rady przekazuję teraz również Tobie, jeśli dopiero zaczynasz swoją drogę:

  1. “Będzie trudno, ale będzie warto.” – Na starcie byłem niecierpliwy i wydawało mi się, że jeśli coś jest ciężkie, to może znak, że się nie nadaję. Dziś wiem: trudności hartują i oznaczają, że się rozwijasz. Każda przeszkoda, którą pokonasz, da Ci niesamowitą satysfakcję w przyszłości.

  2. “Nie bój się prosić o pomoc.” – Myślałem, że pytając innych, okażę słabość. Bzdura. Nikt nie dociera na szczyt w pojedynkę. Gdy utkniesz, szukaj rady, rozmawiaj z ludźmi, którzy przeszli podobną drogę. To nie oznaka słabości, a mądrości.

  3. “Twoje tempo jest w porządku.” – Wstyd się przyznać, ale na początku zżerała mnie ambicja i zazdrość, że inni szybciej osiągają efekty. Dziś powiedziałbym sobie: wyluzuj. Każdy ma własne tempo rozwoju. To, że Tobie coś zajmuje 3 miesiące, a innym 1 miesiąc, nie oznacza, że jesteś gorszy. Ważne, że idziesz naprzód.

  4. “Skup się na dostarczaniu wartości.” – Początkowo za bardzo myślałem o wynikach finansowych czy liczbach, a za mało o tym, jaką wartość daję innym (klientom, odbiorcom). Powiedziałbym młodszemu sobie: najpierw dawaj wartość, rozwiązuj realne problemy, pomagaj – a sukces (pieniądze, uznanie) przyjdzie jako efekt uboczny. Ta zmiana podejścia wiele ułatwia.

  5. “Bądź dla siebie wyrozumiały.” – Karałem się za każdą porażkę, za dni słabości. Dziś wiem, że życzliwość dla samego siebie działa dużo lepiej niż wieczne samokrytyczne docinki. Gdy powinie Ci się noga, nie zadręczaj się myślami typu “ale jestem beznadziejny”. Traktuj siebie jak przyjaciela: dodaj sobie otuchy, wyciągnij wnioski i idź dalej.

  6. “Ciesz się podróżą, a nie tylko celem.” – Na starcie myślałem, że szczęście poczuję dopiero, gdy osiągnę ten wielki cel. Teraz widzę, że cała frajda tkwi w drodze. Cele są ważne, ale życie dzieje się tu i teraz – w codziennej pracy, w drobnych postępach, w pokonywaniu wyzwań. Jeśli nauczysz się czerpać radość z samego procesu, sukces przyjdzie nim się obejrzysz, a Ty będziesz mieć mnóstwo miłych wspomnień z drogi.

Łukasz Cichocki

Łukasz Cichocki

Te kilka punktów to esencja tego, co chciałbym przekazać sobie z przeszłości – i każdemu, kto właśnie stawia pierwsze kroki od zera. Każda z tych lekcji była czasem okupiona błędami czy łzami, ale dzięki nim dziś jestem mądrzejszy i silniejszy.

Zakończenie – Twój ruch!

Moja droga od zera do sukcesu nie była prostą autostradą – raczej krętą ścieżką pełną wybojów, na której jednak nauczyłem się, jak iść do przodu nie zbaczając z kursu. Podsumujmy: odpowiednia mentalność, świadomość czego unikać, 30-dniowy plan na dobry start, wspierający system działania i życzliwość do samego siebie – to wszystko pozwoliło mi przetrwać początki i z czasem rozwinąć skrzydła. Skoro mnie się udało, Tobie również może.

Teraz piłka jest po Twojej stronie. Masz plan i wskazówki – pora zrobić pierwszy krok. Nie czekaj na idealny moment ani nie pozwól, by strach Cię powstrzymał. Weź do serca powyższe lekcje i zacznij działać już dziś. Rozpisz swój plan na najbliższe 30 dni i konsekwentnie realizuj go dzień po dniu. Za miesiąc możesz być o wiele bliżej swojego celu – ale musisz zacząć teraz.

Wzywam Cię do działania: wykonaj jeden mały krok już dziś. Choćby to było zapisanie na kartce swojego celu lub zrobienie czegoś, co odkładasz. Zrób to, a jutro kolejny krok. Tak właśnie zaczyna się droga od zera do sukcesu – krok po kroku. Do dzieła! Powodzenia na Twojej drodze – trzymam kciuki i wierzę, że również osiągniesz swój sukces.